czwartek, 8 listopada 2012

Facet z raju (cz.III)

Ewangelista Mateusz napisze w 3 rozdziale:

4 Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód leśny. 5 Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. 6 Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy.

Okryciem, ubraniem Jana była sierść wielbłąda, którą przepasał pasem skórzanym. Trochę kojarzy mi się to z ubiorem ludzi zamieszkujących odległe tereny, gdzie jeszcze cywilizacja nie dotarła. Może czasem z takimi grabieżcami, ludźmi, którzy żyją po to tylko by zabijać, kraść i robić dookoła demolkę, takimi nieuporządkowanymi moralnie. Tacy po prostu degeneraci społeczni. Żadne pozytywne skojarzenie. 

Jan jakby spadł z innej cywilizacji czy kultury nie pasującej do świata Biblii, a tym bardziej nie pasuje do niego ten ubiór – jako do kogoś kto jest albo powinien być przynajmniej wzorem życia. Żyje wśród dzikich zwierząt, które w mentalności żydowskiej są nosicielami i przekazicielami zła, szatana. Tak jakby był nieustannie narażony nie tyle co na śmierć, co na pokusę, na grzech, który w końcu gdzieś jest obrazem śmierci duszy. Pokarmem jego była szarańcza i miód leśny, owoc pracy dzikich pszczół. Szarańcza może nam się kojarzyć z jedną z plag, a więc może być obrazem grzechu i zła, a więc wroga.

Proponuję więc, byśmy popatrzyli na ten fragment w perspektywie walki. 

Ojcowie Kościoła interpretują odzienie Jana jako jedność. Jan nosił w sobie jedność, mimo niebezpieczeństw, jedność między światem duchowym (którą zdobył na pustyni), ludzkim (którego nauczył się w domu rodzinnym) i zwierzęcym (przebywając wśród dziczyzny), czyli między witalnością, której źródłem jest Bóg, gniewem i siłą, którego uczy świat i seksualnością. Skóra wielbłądzia wg niektórych symbolizuje odzienie z raju. Jan nie walczy z grzechem, ale potrafi nad nim zapanować, tak jakby stał się panem. Nie walczy z szarańczą czy pszczołami, ale potrafi je jeść, czyli nad nimi panować. My często walczymy i wymachujemy tą naszą szabelką i odnosimy klęski. Szarańcza i pszczoły jeszcze bardziej nami władają. I nas zniewalają, tak że my czasem stajemy się ich sługami. Jan karmił się szarańczą, on swoją słabość zaakceptował, zaakceptował to kim był i nie pozwolił, by coś co jest złe nim władało -on stał się od nich silniejszy. My czasem chcemy być jak Bóg, ale padamy, bo Nim nie jesteśmy. My faceci chcemy być najważniejsi na świecie i najsilniejsi, ale nam nie wychodzi i zamiast chwały i glorii odnosimy klęskę. 

Każdy z nas ma w życiu taką szarańczę, która nie pozwala mu normalnie funkcjonować i powoduje w naszym życiu obraz pogorzeliska i przegranej życiowej. Może to być jakieś wspomnienie, jakaś rana z młodości, wyniesiona z domu, bo ojciec pił i bił, bo matki w domu nie było, bo rodzice się rozeszli, a może czasem coś bardziej gorszego - jeżeli może być coś bardziej niż brak rodziców lub lęk przez nich stworzony. I ta rana którą niosę od młodości nie pozwala mi walczyć i zapanować nad sobą. 

Niedawno trafiłem na taką książkę: Mężczyzna o imieniu Dave. Dorosły mężczyzna, posiadający naprawdę bardzo dobrą pracę w cieszącej się sławą firmie, super mieszkanie, wszystko co chciał to miał – ale była jedna rzecz, która strasznie go blokowała - to wspomnienie z dzieciństwa. W domu wychowywany był tylko przez matkę, która nieustannie piła, a gdy wracała do domu robiła wieczne awantury i zawsze, każdego dnia dochodziło do przemocy. Mały Dave nigdy nie reagował, nie wzywał policji, nie skarżył się nikomu, ale to co wniósł z domu to jedna wielka rana spowodowana brakiem miłości i nadmiarem przemocy. Doświadczenie trudnego dzieciństwa nie pozwoliło wejść mu w jakiekolwiek relacje międzyludzkie, a tym bardzie na przestrzeni mężczyzna-kobieta. Każda kobieta przypominała mu matkę, która pije, krzyczy i o której zawsze dostaje lanie. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło-postanowił zbuntować się, zawalczyć o inne życie. Postanowił zerwać z dzieciństwem i ze złymi wspomnieniami, które powiększały z każdym dniem ranę na jego sercu. Postanowił od nowa budować swoje życie, przestał bać się ludzi, którzy byli w jego wyobraźni jak pszczoły, które czekają by tylko go kąsać i niszczyć. To był moment trudny, ale ważny i stał się początkiem wieloletniej metamorfozy…

o. Marek Krzyżkowski
http://marekcssr.blogspot.com